poniedziałek, 15 lutego 2016

Seszele - Mahe - maj 2014


Seszele... ach te Seszele, to chyba najpiękniejsze miejsce w jakim byłam.
Wyprawa na Seszele, to pierwszy samodzielny wyjazd. Pobyt w tym raju podzieliłyśmy na dwie wyspy 4 dni na Mahe i 10 dni na La Digue. Przelot z Warszawy przez Amsterdam tam (Paryż z powrotem) i Abu Dhabi, liniami Etihad ( do spółki z Air France i KLM). Podróż z dwiema przesiadkami trwa długo, kilkanaście godzin, ale jak to zwykle bywa, po wylądowaniu na miejscu człowiek o wszystkim zapomina. W zasadzie zapomina już kilka minut przed wylądowaniem gdy przez okno w samolocie widać już Seszele.


Lądujemy na Mahe na największej z Seszelskich wysp. Z lotniska do hotelu jedziemy taksówką.
Nasz hotel jest na Anse Royale. 
Pieds dans L'eau, w wolnym tłumaczeniu na nasz język, oznacza "giry w wodzie" :-).  No i faktycznie tak jest po wyjściu z tyłu do ogrodu, za płotem można już moczyć nogi w wodzie.




Seszele witają nas po Seszelsku, lokalnym browarkiem i lokalnym rumem.
A może to my witamy się z Seszelami po Seszelsku :-)


Mahe jest największą wyspą Seszeli, jej powierzchnia to 148 km2, 6 km szerokości i 26 km długości. Najwyższy szczyt Morne Seychellois ma 905 m. n.p.m. Na Mahe jest 60 plaż :-)


Na Mahe można wynająć samochód i jeździć po wyspie, można też przemieszczać się autobusami razem z lokalsami. Na Seszelach obowiązuje ruch lewostronny, w niektórych miejscach drogi są bardzo wąskie. My wybieramy podróżowanie autobusem. Po wyspie jeździ kilka linii, można spokojnie wszędzie dojechać. Bilet kupuje się u kierowcy. Faktycznie tymi autobusami jeździ bardzo mało turystów.




Victoria, to stolica Seszeli, jest jedną z najmniejszych stolic świata.



Hinduska Świątynia Arul Mihu Navasakthi Vinyagar



Mały Seszelski Big Ben :-)


Natural History Museum, do środka nie wchodzimy, ale podziwiamy obiekty na zewnątrz

Za symbol Seszeli uchodzi roślina coco de mer, gigantyczny, ważacy nawet 20 kg kokos. Rośnie na osiemsetletnich palmach w parku narodowym Vallée de Mai na wyspie Praslin. Coco-de-mer nazywany jest owocem miłości – po rozłupaniu orzech kształtem przypomina kobiece pośladki. 
I jego rysunek można spotkać wszędzie: w kurortach, sklepach z pamiątkami, nawet w narodowym godle Seszeli. Z kokosem coco-de-mer wyjeżdża też każdy turysta z Seszeli – w formie pieczątki wbitej do paszportu :-)

Żółwia też można spotkać wszędzie, nawet na ulicy :-)

Na straganie w dzień targowy...
Rybkę ?

Olej ?  Herbatkę ?

Warzywko ? Owocka ?


Kurkę ? :-)

Victoria, mała stolica, można ją zwiedzić w niecałe dwie godzinki.

W drodze na plażę Beau Vallon. Idziemy pieszo z Victorii przez małą góreczkę :-)

Plaża Beau Vallon. Pogoda była nieszczególna, padało co chwilę. Oczywiście w tym klimacie to aż tak nie przeszkadza, bo i tak jest ciepło :-) Ale widoki deszczowo ponure...



Anse Boileau



Baie Lazare / Anse Goulettes




Co tu pisać ... Jest pięknie :-)



Woooow !!!

Anse Takamaka



Droga do Anse Soleil, widoki nieziemskie :-)



Anse Soleil









Mahe - cudowna wyspa. 
Ale to tylko przedsmak tego raju. Czas na La Digue :-)

Więcej o Seszelach tutaj:



4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. dopiero zaczynam pisać ten wątek :-) będzie jeszcze spora dawka zdjęć :-)

      Usuń
  2. Powtórzę za Tobą...co tu pisać - jest pięknie! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudnie.cudnie i te foty-nie wierze ,ze za moment tam dotre

    OdpowiedzUsuń

WEJŚCIA